Tego pięknego dnia na przełomie późnego lata i wczesnej jesieni byłam gotowa na wszystko. Nie wiedziałam absolutnie nic o swojej parze, prócz tego, jak ma na imię osoba, z którą podpisywałam umowę. Mogło się okazać, że zupełnie nie wpasuję się stylem w rodzaj imprezy.
Pierwszym zaskoczeniem okazały się już dekoracje w kościele: polne kwiaty połączone z jarzębiną, jak przepiękne dekoracje na dożynki. Chwilę później poznałam Adę i Maksa i zrozumiałam, że jedyne, czego mogę się bać, to, że nie starczy mi czasu na uwiecznienie wszystkiego, co tam się będzie dziać.
Ślub był pełen emocji. Czasem zdarza się, że płacze panna lub pan młody, ale tu płakali oboje a przysięgali przez ściśnięte gardło. Zapomnieli o całym świecie poza sobą nawzajem.
Do stodoły zagubionej pośród pól dotarliśmy o złotej godzinie. Wyglądała jak miejsce z instagramowych marzeń. Udekorowano ją roślinami z pobliskich pól, a tuż za nią znaleźliśmy zagrody ze zwierzętami. Jeden z kucyków postanowił nawet zrobić niespodziankę wszystkim gościom i pojawić się na obiedzie.
I wreszcie nierozłączni, cudownie romantyczni i charyzmatyczni Ada i Maks. Opowiadający o setkach swoich zainteresowań, w tym o fotografii, gotowaniu i muzyce. Zajrzyjcie tylko tu:
https://www.instagram.com/max.gotuje.z.natury/
Nie zapomnę Was na pewno <3 Dzięki, za zaufanie :)