Uwielbiam takie pary, których żywiołowość tchnie ze zdjęć i widać po nich, że chociaż ich życie jest pełne przygód, to dzień ślubu jest początkiem największej z nich. Dzień Anety i Kasjana był szalony od początku do końca, ani na chwilę nie zatrzymali się aby odetchnąć. Najpierw szykowali się w gorączkowym zamieszaniu, potem pędziliśmy do kościoła, gdzie ledwo przestąpiliśmy próg już rozbrzmiewał marsz, ale wszystko udało się perfekcyjnie. Nie umiałam się oprzeć zarówno geometrii świątyni, jak i robieniu kolejnych zdjęć ich wzruszonym twarzom. Cała noc od momentu pierwszego toastu była już dziką zabawą. Ich pierwszy taniec był zarówno pełen klasy, jak i namiętności. Wystrój sali – połączenie przekornych słoneczników i elegancji – było ich dziełem, a nastrój wesela był równie dziko radosny, jak sama Aneta.